Refleksja około szkolno/polityczna.
Vox populi jednak ma swoje wady.
Kilka lat temu wszedł system przesuwający wiek szkolny do 6 lat. Można nie być fanem tego systemu, gotowości szkół i w ogóle można nie być fanem, jednak miało to pewne znamiona kompleksowego systemu (przedszkola dla wszystkich, zmiana podstawy programowej itd.)
Ale…
Projekt nie był popularny, więc w ramach zaspokajania elektoratu negatywnego, wprowadzona została polityczna furtka: rodzić może zdecydować, czy jego dziecko pójdzie do szkoły jako 6 czy 7 latek. Brzmi jak danie furtki na omijanie zmiany zamiast oswojenie tej zmiany i doprowadzenie do akceptacji (takie mało znane słowo „debata społeczna” ciśnie mi się na usta)
Hmmmm…
Dyrektorzy szkół, w celu zachęcenia rodziców 6cio latków obiecali, że w szkołach będą oddzielne klasy dla różnych roczników. Żeby nie mieszać dzieci w wieku rozpiętym niemal o 2 lata. Brzmi sensownie, prawda
A więc…
Rodzice zdecydowali. Grzeczne poszły do szkoły jako 6cio latki, te które sprawiają „problemy wychowawcze” zostały w zerówkach i poszły do pierwszej klasy jako 7mio latki. Ale zaraz. Mamy system przedszkolny zdominowany przez kobiety (to fakt, nie ocena). Skutkiem tego jest to, że w większości przypadków mianem „grzeczne” określane są dziewczynki, a „sprawiają problemy” chłopcy.
W konsekwencji…
W młodszych klasach mamy teraz klasy dziewczęce post 6cio latków i klasy chłopięce post 7-mio latków.
Morał…
Jak wymyślisz jakiś kompleksowy system, który ma szanse działać, nie psuj go „drobnymi ulepszeniami”. Na koniec dnia te kompromisy będą dziegciem psującym smak całej beczki miodu.
Dodaj komentarz